„Jestem w bardzo trudnej sytuacji, bo chciałoby się mówić o wielu rzeczach w dniu dzisiejszym, tym bardziej że tyle ciekawych materiałów zostało już tutaj przedstawionych, a nawet omówionych, a zdaję sobie sprawę, że nie mogę się ustosunkować do wszystkich poruszonych tu problemów. Zatrzymam się na najogólniejszych. Kiedy wbudowywaliśmy w nasze państwo samorząd terytorialny, to nie tyle tworzyliśmy tę strukturę, co budowaliśmy państwo, którego niezbędnym elementem naszej cywilizacji, cywilizacji zachodniej jest samorząd terytorialny.
Kiedy dzisiaj patrzymy na Ukrainę i Ukraińców, to widzimy, z jak wielką determinacją walczą o swoją podmiotowość i odrębność. Dlaczego? Dlatego, że przynajmniej od XIV w. mieli przeświadczenie, że należą do cywilizacji zachodniej, a nie do Wschodu. I na to jest właśnie dowód w postaci prawa magdeburskiego, które zostało nadane niektórym miastom ukraińskich już pod koniec XIV wieku. Właściwie w okresie późniejszym, tj. do XVIII wieku wszystkie miasta ukraińskie miały prawo magdeburskie. Profesor Henryk Samsonowicz, jeden z najwybitniejszych polskich mediewistów, zakwestionował swego czasu tezę, że Europa zachodnia sięga jest tam, gdzie katedry gotyckie. Katedry gotyckie nie przekraczają Wisły. Natomiast Samsonowicz twierdził, że Europa sięga tam, gdzie spotykamy magdeburskie. Kiedy po spustoszenie tej części Europy w wyniku najazdu mongolskiego w XIII wieku, ściągano z zachodu ludzi na te tereny, to przybysze żądali dla siebie gwarancji takich praw, jakie już wcześniej mieli u siebie gwarancji i stąd to domaganie się prawa magdeburskiego „magdeburki”, jak do dziś mówią Ukraińcy. Jeszcze taka ciekawostka: Katarzyna Wielka zlikwidowała prawo magdeburskie w Kijowie, a Aleksander I, jej wnuk, po to, by pozyskać Ukraińców, to były lata 20. XIX w., nie tylko „magdeburkę”, przywrócił, ale nawet postawił w Kijowie Pomnik Prawa Magdeburskiego. Ten pomnik stoi do dzisiaj i Ukraińcy są z niego bardzo dumni.
Samorząd to kwestia cywilizacyjna. Miejmy świadomość, że poza cywilizacją europejską nie spotykamy takiej formy ustrojowej władzy lokalnej. Jest tylko jeden wyjątek: Japonia i to tylko dlatego, że Amerykanie po II wojnie światowej narzucili Japończykom zbliżony do swojego porządek konstytucyjny. Nasza Komisja Samorządu Terytorialnego w Senacie, bo ciągle się z nią jakoś utożsamiam, to jest także Komisja Administracji Państwowej. Powinniśmy się w niej zajmować nie tylko samorządem, ale całą strukturą administracji państwowej, bo nie da się zrozumieć funkcjonowania samorządu, jego zadań i misji bez zrozumienia całokształtu struktury państwa, a także bez kontekstu europejskiego, z czego doskonale zdajemy sobie dzisiaj sprawę.
O co nam chodziło w gruncie rzeczy w 1989 roku, czy wcześniej w czasach „Solidarności”. Idea samorządu została wypowiedziana na pierwszym Zjeździe „Solidarności”. Akurat tak się składa, że obecny tu dziś Andrzej Porawski był wtedy delegatem na ten Zjazd, podobnie jak i ja, ale ja jeszcze byłem sekretarzem tego Zjazdu i brałem odpowiedzialność za jego dokumentację. Dlatego doskonale wiem, że głównymi postulatami I Krajowego Zjazdu były: przywrócenie samorządu terytorialnego, wprowadzenie sądownictwa konstytucyjnego i ustanowienie rzecznika praw obywatelskich. I dlatego - jako ten dawny delegat na I Krajowy Zjazd - czuję się zobowiązany, mam taki imperatyw obywatelski, aby bronić tych podstawowych rzeczy, które wtedy zostały zaproponowane, i które z wielkim trudem zostały ugruntowane w Polsce na początku transformacji.
Ten pozytywny proces budowy nowego państwa trwał do 2002 roku, a od tego czasu rozpoczął się schyłek i to bardzo niebezpieczny. Miesiąc temu miałem wykład w PAU w Krakowie, na temat cywilizacyjnych zagrożeń związanych z recentralizacją państwa. Przeczytałem tam fragment książki, którą napisał pewien Minister Spraw Wewnętrznych po kilkumiesięcznym doświadczeniu pracy w MSWiA i zaproponował w niej nowy ustrój państwa, w którym nie będzie powiatów. W swojej książce pisze, że rady powiatów są bez sensu, nie mają żadnych zadań oprócz wybierania starosty, który mógłby być powołany przez Ministra Spraw Wewnętrznych. Jeśli ktoś mówi, że trzeba zlikwidować powiaty, to po prostu kłamie. Powiatów się nie da zlikwidować, bo one istnieją od XIV wieku i są najbardziej trwałą strukturą państwa polskiego – jak twierdził nieodżałowany profesor Michał Kulesza, z którym się w pełni zgadzam. One czasem zmieniają funkcję i formę, raz są samorządowe, raz rządowe, raz są partyjne, ale zawsze są. I ten minister pisze jeszcze na dodatek, że starosta będzie podporządkowany wojewodzie, a przez to Ministrowi Spraw Wewnętrznych, że wszyscy obywatele będą mogli do tego starosty zwracać się we wszystkich sprawach, a on będzie decydował, jaki organ w państwie będzie tę sprawę załatwiał. To świadczy o nieprawdopodobnym regresie w myśleniu o zasadniczych cechach cywilizacji.
Pierwsze ataki na Trybunał Konstytucyjny miały miejsce już w 2006 rok – chodziło o wyborów prezesa tej instytucji. To była akurat okrągła (500) rocznica państwa prawa Rzeczpospolitej, czyli wydrukowania Statutu Łaskiego, który zawierał całe obowiązujące wówczas prawo w Polsce. Ten kodeks miał 30 egzemplarzy wydrukowanych na pergaminie oraz 150 egzemplarzy na papierze. Biblia Gutenberga była także wydrukowana w takim samym nakładzie, bo taka była wydolność ówczesnych maszyn drukarskich. Biblia Gutenberga jednak to była połowa XV wieku, natomiast Statut Łaskiego to początek XVI w., czyli między jednym wydarzeniem a drugim upłynęło 50 lat. Jak patrzymy na naszą historię, to ciągle jesteśmy ciągle zapóźnieni w stosunku do Zachodu. Jeśli nawet robimy w jakichś momentach progres, skok, tak jak to było w 1981 i 1989 roku, to później przychodzą siły, które nas ściągają w dół i hamują rozwój.
Na koniec chciałbym nawiązać do tego, co wydarzyło się wczoraj (26 maja 2023 r.) w Sejmie. Nie będę o tym mówił jako sędzia konstytucyjny, były senator czy prezes Trybunału, ale jako absolwent prawa, bo każdy absolwent prawa wie, że sądy zaproponowane w postaci tej komisji ds. badania wpływów, zakończyły się w epoce Oświecenia. Każdy student pierwszego roku prawa wie, że tego rodzaju sądy, które nie uznawały kontradyktoryjności, skończyły się pod koniec XVIII w. Jeśli ktoś dzisiaj proponuje tego rodzaju rozwiązania, które łamią trójpodział władzy, likwidują możliwość odwołania się od decyzji, kiedy nie ma się zapewnionej drogi sądowej kontroli tego, co zrobił ten organ administracji, bo się tak nazywa, kiedy proponuje się wprowadzanie sankcji za działania, które miały miejsce przed uchwaleniem ustawy o tej komisji, co jest rażącym naruszeniem zasady niedziałania prawa wstecz, to jest to coś tak nieprawdopodobnego, że można ten wczorajszy dzień nazwać tylko w jeden sposób - dniem hańby polskiego Sejmu. Miejmy tego świadomość. I jeśli teraz patrzymy na samorząd terytorialny, to patrzmy nie tylko z tego punktu widzenia, że coś mi tu przeszkadza jako burmistrzowi prezydentowi, ale jak na zjawisko cywilizacyjne. Jeśli ta wczoraj uchwalona ustawa zostanie podpisana przez Prezydenta, to będzie to absolutne cywilizacyjne dno. I mówię to jako zwykły absolwent prawa.”
Jerzy Stępień, Przewodniczący Rady Fundatorów FRDL, b. sędzia i prezes TK, jeden z ojców samorządu terytorialnego