Podsumowanie wyników wyborów samorządowych 2018 w miastach członkowskich (piątych bezpośrednich wyborów burmistrzów i prezydentów) daje ciekawy obraz Polski lokalnej. Oczywiście obraz końcowy wciąż się kształtuje, zwłaszcza w radach miast, a także w relacjach między radami a burmistrzami / prezydentami - pisze w najnowszym wydaniu miesięcznika „Samorząd Miejski” Andrzej Porawski, dyrektor Biura Związku Miast Polskich.
Polska lokalna jest wciąż inna niż centralna. Inna niż mówią sondaże partyjne, zwłaszcza lokalne, bo zwykle nie są w nich uwzględniane ugrupowania lokalne, które często uzyskują bardzo dobre wyniki. Zwracają uwagę sukcesy kilku koalicji lokalnych, zbudowanych przez kandydatów na prezydentów o konkretnej przynależności partyjnej a jednocześnie dużej "zdolności koalicyjnej" (Łódź, Lublin). Nota bene ta zdolność to bardziej efekt wybitnych osobowości tych kandydatów niż ich barw partyjnych. Choć przynależność partyjna niekoniecznie przeszkadzała, o czym świadczą wyniki Rafała Bruskiego i Jacka Jaśkowiaka (PO), Krzysztofa Kosińskiego (PSL) czy Andrzeja Wnuka (PiS), którzy w Bydgoszczy, Poznaniu, Ciechanowie i Zamościu wygrali w I turze. Ta panorama Polski lokalnej jest przez to znacznie ciekawsza niż widoczny na co dzień medialny obraz polskiej polityki centralnej.
Zwycięzcy
Tegoroczne wybory lokalne wygrał przede wszystkim polski samorząd, choć po zmianach w kodeksie wyborczym, a przede wszystkim towarzyszącej im kampanii przedstawiającej samorząd w złym świetle, nie było to przesądzone. Jednak mieszkańcy nie dali się zwieść tym zabiegom - poziom dobrych ocen władz lokalnych systematycznie rósł, osiągając w ostatnich miesiącach 73% (podczas gdy parlament nie osiągał nawet 30% a rząd -53%). Zwraca przy tym uwagę niezwykle wysoka frekwencja wyborcza - najwyższa po 1989 roku, wyższa nawet niż we wszystkich wyborach parlamentarnych. Wyższy był tylko nasz udział w pamiętnych wyborach z 4 czerwca 1989, które bardziej były "referendum" w sprawie likwidacji PRL niż głosowaniem na posłów i senatorów.
W wyborach do organów stanowiących, wybieranych w głosowaniu proporcjonalnym (sejmiki, rady powiatów i gmin liczących ponad 20 tys. mieszkańców) najlepszy wynik osiągnął oczywiście PiS, choć nie był on tak wysoki jak poparcie deklarowane w sondażach parlamentarnych. Trzeba przy tym zaznaczyć, że w wyborach lokalnych (bez gmin do 20 tys. mieszkańców) PiS przegrał z niezależnymi, którzy w radach powiatów uzyskali 36,7% mandatów (przy 33,9% PiS-u), a w radach gmin liczących ponad 20 tys. mieszkańców - 45,4% (przy 33,3% PiS-u).
Odmiennie ukształtowały się proporcje w wynikach wyborów większościowych. W gminach liczących do 20 tys. mieszkańców niezależni obsadzili aż 76,5% mandatów (przy 12,4% PiS-u), a w wyborach wójtów, burmistrzów i prezydentów - 86,6 % stanowisk (PiS - 6,9%).
W 107 największych miastach, tzw. „prezydenckich" aż 72 prezydentów (67,3%) to osoby niezależne, 25 - przedstawiciele KO (23,4%), 4 - PiS (3,7%), 2 - SLD (1,9%), 2 - Bezpartyjnych Samorządowców (1,9%) i 1 - PSL (0,9%).
Stabilizacja w Związku
W 2002 roku połowa urzędujących burmistrzów i prezydentów miast członkowskich (wyłonionych uprzednio przez rady miast) została wybrana ponownie, w 2006 – dwie trzecie, w 2010 – aż trzy czwarte. Po chwilowym spadku tej wzrostowej tendencji w 2014 roku (ponownie wybraliśmy nieco mniej niż 2/3 dotychczasowych włodarzy) odnotowujemy wyraźny wzrost - do prawie 72%. W 215 z 300 miast członkowskich wybraliśmy urzędującego burmistrza (prezydenta). Spośród 85 nowych włodarzy w 37 miastach dotychczasowy szef magistratu nie kandydował, a jedynie 48 przegrało wybory (spośród nich 6 nie weszło do drugiej tury).
W Gliwicach po raz siódmy wygrywa Zygmunt Frankiewicz, „senior” wśród prezydentów, który swoją służbę rozpoczął jeszcze w I kadencji. Spośród „dinozaurów” wśród burmistrzów pozostał już tylko jeden - Józef Kurek w Mszczonowie (pozostali trzej, którzy utrzymali się w 2014 roku, tym razem już nie kandydowali).
Dobre rządzenie nadal jest najważniejszym, silniejszym niż poparcie partyjne, argumentem dla wyborców. Przy tym bynajmniej nie znaczy to – jak chcą niektórzy działacze partyjni – że tworzy się jakiś lokalny „układ”, którego nie można przezwyciężyć. Są nierzadkie przykłady spektakularnych porażek wyborczych, w tym także dotychczas rządzących włodarzy (z prezydentem Kalisza na czele).
Trudno też potraktować serio twierdzenie, że „układ znowu wygrał”, bo żaden „układ” nie liczy kilku, kilkunastu czy kilkudziesięciu tysięcy głosów. Działacze partyjni szermują słowem „układ” w każdym momencie, w którym to nie oni decydują, rozdają miejsca czy urzędy. Tymczasem to mieszkańcy akceptują lub nie dotychczasową działalność konkretnej osoby – burmistrza albo prezydenta.
Niestety zmiany w kodeksie wyborczym odbierają obywatelom prawo decydowania o tym, jak długo prezydent czy burmistrz ma zarządzać miastem. Jeszcze tylko w następnych wyborach mieszkańcy sami będą mogli zdecydować, czy przedłużyć urzędowanie dotychczasowego włodarza, czy też wybrać nowego.
Cały tekst do przeczytania w najnowszym numerze miesięcznika „Samorząd Miejski”